Historia Aleksandry pokazuje nam coś, o czym bardzo często zapominamy – przy staraniach warto zadbać o sferę psychiki, nie powinna być ona nigdy zaniedbywana.
Pamiętajcie, że warto dbać o swoje samopoczucie i o wasze myśli. Zachęcam do zapoznania się z tematem medytacji, który pojawił się już na blogu.
***
Historia Aleksandry
Witam Was wszystkie.
)
Zastanawiałam się czy pisać ten post, ale pamiętam jak bardzo nakręcały mnie pozytywne i szczęśliwe historie, a moja właśnie taka jest.
Staraliśmy się z mężem o dziecko przez rok.
Bez wielkiego ciśnienia, dobrze się bawiliśmy.😉
W październiku 2016 dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami! Radość była ogromna! Niestety nie trwała ona długo.
W 11 tygodniu okazało się, że serduszko naszego dziecka przestało bić.
Mieszkaliśmy w Danii, gdzie podejście do ciąży i zainteresowanie jest żadne. Będąc w Polsce przed świętami, chcąc zobaczyć co u naszego dzieciątka, usłyszeliśmy taką straszną wiadomość.
Nie będę opisywała tego co przeżyłam w szpitalu i jak wyglądał cały pobyt, bo nie jest to radosna opowieść. Zrobiono mi zabieg i wszystkie wyniki, które były „książkowe”.
Przyjechałam do Polski na pierwsza wizytę po zabiegu i lekarz stwierdził pco. Miałam ponad 20 pęcherzyków na obu jajnikach. Lekarz zalecił dietę i suplementację ovarinem.
Oczywiście naczytałam się jak będzie teraz ciężko zajść mi w ciąże i sama w sumie niepotrzebnie się nakręciłam. Najpierw trafiłam na blog towsrodku a później na grupę wsparcia.
Każdego dnia śledziłam wszystkie posty i żyłam tym, że będzie ciężko i zapewne nie zajdę w ciąże, bo coś ze mną jest nie tak.
Pozytywne historie dawały kopa, ale tylko na chwile. Byłam totalnie zrezygnowana i myślałam tylko o tym co mogę zrobić więcej.
Przyszedł w końcu taki moment, że zaczął mnie przytłaczać widok kobiet w ciąży, wyświetlające się reklamy o tematyce ciąży, znajomi z fb chwalący się swoim szczęściem.
Przestałam nawet dogadywać się z mężem, który był przez cały ten czas ogromnym wsparciem dla mnie. Denerwowało mnie wszytko: miliony aplikacji, kiedy przyjdzie owulacja, kilka testów przy jednym dniu spóźnionej miesiączki. Czułam, że dzieje się ze mną coś złego. Trwało to do czerwca.
W czerwcu podjęliśmy z mężem długo odkładana decyzje o kupnie psa! 😊 I właśnie to mnie „uratowało”!
Przestałam myśleć o diecie, owulacji. Poświęciłam się temu małemu pieszczochowi i na nim oboje skupiliśmy naszą uwagę. Oczywiście dalej pragnęliśmy dziecka, a ja brałam witaminy, ale totalnie odpuściliśmy i nie spinaliśmy się.
Zaczęliśmy wychodzić na randki i nasza relacja wróciła na dobry tor. Kochaliśmy się codziennie bez pilnowania i obserwowania aplikacji. Zresztą, usunęłam je i przestałam obserwować wszystkie grupy o pco i dietach.
16 czerwca dostałam miesiączkę i wcale nie było mi przykro, jak każdego miesiąca wcześniej. Była praca, piesek, randki, długie spacery i szczęście. 😊 18 lipca powinnam dostać kolejna miesiączkę, ale nawet tego nie pilnowałam!
Przegapiłam ten dzień i dopiero 23 lipca sobie przypomniałam i postanowiłam zrobić test. Poszłam do toalety, zrobiłam test – negatywny. Po chwili wrzuciłam test do szuflady. Nie było żalu i doła. Po kilku godzinach wyciągając coś z szuflady, zobaczyłam test, na którym pojawiła się druga kreska!
Wujek Google jednak nie dawał nadziei, że to ciąża. Na ulotce przecież jest napisane, że wynik odczytuje się do 5 ewentualnie 10 minut. Następnego dnia nie zdążyłam rano kupić testu, wiec zrobiłam następny dopiero po 2 dniach! Wcześniej stanęłabym na rzęsach, żeby kupić ten test i dowiedzieć się co i jak, albo tego samego dnia zrobiła kolejnych 15.
Test pokazał druga, blada kreskę – nie dowierzałam. Umówiłam się do lekarza w Danii. Z testu potwierdzono, że jestem w ciąży. Postanowiliśmy z mężem, że jedziemy do Polski sprawdzić to konkretnie.
27 lipca byliśmy już u lekarza był to 5 tydzień i podejrzenie ciąży bliźniaczej!!! Nie muszę pisać co czuliśmy.
Postanowiliśmy, że zmieniamy nasze życie i ja zostałam w Polsce. Jestem pod kontrola lekarza i otwieram własny biznes.
Wczoraj byliśmy na kolejnej wizycie – dzieciątko jest jednak jedno, wszytko jest w jak najlepszym porządku a serduszko puka jak szalone.
Dziś (08.08.2017) zaczynamy 7 tydzień. ❤️
Wiem, że to Nasz czas i teraz będzie już tylko pięknie.
Też przestałam obserwować grupę wsparcia i czasem wchodzę na takie blogi jak ten. Niektórym to wspieranie i opisywanie starań pomaga, ale większośc dziewczyn dołuje. Czytajcie inne książki i żyjcie codziennością, da się 😉 bohaterce gratuluję i pozdrawiamy z moim 13 tyg babelkiem
Gratuluję An bąbelka! <3 Dałaś mi pewną zagwozdkę, jeżeli czytają bloga kobiety we wczesnej ciąży, to może czas, rozszerzyć tematykę bloga. Podpowiesz mi, jakich zagadnień szukałaś w internecie i co najbardziej interesowała Cię na początku ciąży?. 🙂
Gratulację-czytając tekst miałam wrażenie jakby ktoś opisał mój przypadek.Też poroniłam w 11 tc.Totalnie się załamałam też nie mogłam już patrzeć na reklamy z dziećmi i na koleżanki które zachodziły w ciążę.Bardzo mnie to drażniło i zastanawiałam się dlaczego to właśnie ja nie mogę zajść w ciążę co ja takiego zrobiłam że ciągle się nie udaje.Aż do czerwca odpuściłam liczenie dni płodnych sprawdzanie owulacji uwolniłam głowę i postanowiłam żyć normalnie.1lipca powinnam dostać okres -nie dostałam stwierdziłam że pewnie się spóznia i nawet nie myślałam o ciąży.3lipca zrobiłam test wyszedł negatywny więc czekałam na okres ale on się nie pojawiał więc 6lipca zrobiłam betę i wielki szok-jestem w ciąży nie mogłam w to uwierzyć.Od poronienia staraliśmy się 3lata przeszłam jedną inseminację i nic.Dziś jestem w 15tc i jestem bardzo szczęśliwa.Jednak prawda jest w tym że najważniejsze to uwolnić głowę i przestać się stresować i zamartwiać a reszta sama przyjdzie.Wiem że jest to ciężkie ale nie nie mozliwe.Nam się udało i trzymam kciuki za Aleksandrę i za wszystkie starające się.Pozdrawiam prawdopodobnie z Mikołajkiem 🙂