Wieczorek zapoznawczy z pracownikami to wymysł szefa, który miał za zadanie scalić więzi i relacje w pracy. Dla Toniepłodnej oznaczało to wysłuchiwanie kolejnych złotych rad od swoich koleżanek, które po pół butelki wypitego wina, okazywały się mistrzyniami dobrych rad i strażniczkami jedynych skutecznych metod na zajście w ciąże.
Toniepłodna nie kryła się z tym, że stara się o dziecko, twierdząc, że tak jest lepiej. Nikt nie pyta, nikt nie gani jej za wiek i gryzie się w język, kiedy schodzi na tematy dzieciowe. Dzięki temu wprowadziła sobie komfort pracy na który nie mogła sobie pozwolić przez ostatnie dwa lata w tym miejscu, ponieważ przez tak długi czas milczała.
Milczała i słuchała o niechcianej wpadce koleżanki w dniu w którym jej znowu się nie udało. O strasznych kilogramach w ciąży, w dniu w którym jej się nie udało i o rozstępach po ciąży, które zostały skwitowane „mogłam nie mieć dziecka” tydzień po tym jak miało się udać i się nie udało…
– Wiesz, moja znajoma wróciła z Bobasem z wakacji, a też nie mogli mieć dzieci – powiedziała znajoma Toniepłodnej.
***
Toniepłodna po tych kilku latach nawet nie chciała komentować tej wspaniałej złotej rady, bo o wyjeździe na wakacje słyszała już milion razy! Ba, nawet sama na taki wyjazd udała się z mężem myśląc, że będzie w ciąży.
*
Pamięta, jak bardzo się rozczarowała, kiedy po wakacyjnych urlopie nie było pozytywnego testu ciążowego
***
– Wina się napij, to Ci dobrze zrobi – krzyknęła koleżanka otwierając kolejną butelkę
***
– Gdybyś wiedziała, ile ja tego wina już wypiłam – pomyślała Toniepłodna i machnęła ręką na zaczepki koleżanek, które i tak do jej życia nie wnosiły nic mądrego.
Wracając do domu, wysłała do męża sms-a, mówiąc, że wraca standardowo z pakietem rad dotyczących robienia świec po stosunku (podobno Kasi pomogło i Kasi mamie też) oraz zaleceń do pozycji seksualnych, które na bank się sprawdzą.
W zwrotnej informacji dostała informacje, że w weekend muszą pojechać do jego ciotki i dopiero tam pozna prawdę o robieniu dzieci.
***
Toniepłodna bardzo nie lubiłam ciotek, spotkań rodzinnych, obiadów imieninowych z rodziną męża. Wiedziała, że nie może oczekiwać od 60 letniej ciotki znajomości problemów z niepłodnością. Ze spotkań z takimi ludźmi wychodziła zmęczona, czasami wściekła lub rozbawiona – wszystko zależało od momentu cyklu w którym się znajdowała.
Nie rozumiała, jak można z taką łatwością wypowiadać się na temat jej dobytku, który podobno wybrała zamiast dziecka i powiększenia rodziny. A największe zażenowanie czuła, kiedy ciotka tłumaczyła jej podstawy cyklu miesiączkowego.
***
Toniepłodna czuła się nawet momentami zabawnie i zastanawiała się, dlaczego musi tego słuchać i jak bardzo po tylu latach ma dość poradnictwa robienia dzieci i że jest już na takim poziomie, że nawet nie chce jej się z tym walczyć.
Wakacje nie pomagają.
Wino też nie.
Weź się wyluzuj, zdecydowanie nie.
Robienie świeci i inne gusła też nie.
Lanie wosku również
***
Chcesz pomóc?
Daj się wygadać, poklep po ramieniu i po prostu bądź. Daj sobie spokój z poradnictwem „pojedz na urlop”.
Mnie najbardziej zawsze rozbraja ten właśnie tekst. Weź się wyluzuj…
Wyluzowanie wskazane, ale jak to zrobić?
To prawda.wyluzować się nie da. Czasami lepiej milczeć albo po prostu powiedzieć że się trzyma kciuki. Choć zrozumie to tylko osoba która przechodzi lub przeszła to samo.
Taaaak, bo przecież to, że się nie udaje, to jest wyłącznie twoja wina, bo nie jesteś wyluzowana.. Ludzie są okropni
Trudno mówić o wyluzowaniu, gdy podczas starań o dziecko nasze życie i seks podporządkowane są naszemu cyklowi. I też drażnią mnie dobre rady mojej koleżanki z pracy. To nie jest łatwe, ani przyjemne a takie gadanie na pewno nie pomaga…
Ja ostatnio usłyszałam od koleżanki w ciąży (w którą zaszła bez problemu – złoty strzał 😉 ) że teraz te kobiety to na siłę rodzą, utrzymują ciążę nie wiadomo po co, bo to dziecko potem chorowite będzie… i tak dalej.
Miałam gęsią skórkę, bo jakbym po tych wszystkich staraniach i kombinacjach zaszła w ciążę, to bym zrobiła wszystko co się da, żeby ją utrzymać…
Dobre rady w pracy.. 😉 jedna koleżanka (29l) PCOS, druga koleżanka (22l) PCOS i ja (22l) 6 lat po usunięciu jajników. Mamy zgraną paczke 😉
Starsza koleżanka z mężem pogodzili się z życiem bez dzieci, młodsza z narzeczonym jeszcze nie planują, ale będą się starać, ja narazie odkryłam, że pracują nad bioprotezami jajników co testowali na myszach i zakończyło się powodzeniem, więc może jest i nadzieja dla mnie 🙂
Po prostu poczułam że musze to napisać. Pozdrawiam <3
pozdrawiam 😉
A ja uwielbiam komentarz „Zróbcie sobie in vitro”, od rodziców, teściów, szwagrów i niektórych koleżanek, wszyscy to traktują jak wyjście na kawę, nie wiedza po Olu jesteś hormonami, testach ciążowych i jakie to jest obciążenie i ze dla kogoś to może być za trudne, ale to decyzja tylko i wyłącznie przyszłych rodziców, a nie całej okolicy
Haha no tak. Zresztą prawie każdy jest przekonany ,że metoda in vitro daje 100% pewność ,że się uda. Ale niestety tak nie jest.
Ja nienawidzę tekstu „przestań o tym ciągle myśleć i sobie odpuść a na pewno się uda”. Jak mozna przestac myslec o tych calych staraniach jak co tydzien jest sie u lekarza na kontroli czy pecherzyk rośnie i co chwila przyjmując inne hormony,po których nie zawsze czuje się dobrze. Ludzie,którzy nie doświadczyli problemu niepłodności nie mają pojęcia jak takie teksty denerwują i najlepszym wyjściem byłoby gdyby zwyczajnie nie mówili nic. Wypróbowałam świece,wino i wyjazd na wakacje. Nie pomogło nic.
Podobno czas działa z korzyścią na odbieranie takich rad, wiele kobiet patrzy później z przymrużeniem oka, ale początki są dołujące, masz rację.
Widze wszyscy znajomi maja tak samo glupie rady…nienawidze ich sluchac bo wszystko juz wyprobowalam I nadal nic:/